Nie jesteś zalogowany
Aby się zalogować [Kliknij Tutaj] lub skorzystaj z
formularza po lewej stronie w bloku TWOJE MENU
Aby założyć konto [Kliknij Tutaj]


★★★ Premiery ★★★
MENU

Panel Usera
User:
Hasło:
Stwórz konto Odzyskiwanie hasła

Kategorie

Torrent: FALLUJAH - DREAMLESS (2016) [WMA] [FALLEN ANGEL]
Dodał:  Fallen_Angel
Data: 16-11-2025
Rozmiar: 398.25 MB
Seedów: 0
Peerów: 0
Kondycja:

Zaloguj się aby pobrać



Dziękujemy za ocene torrenta
Kategoria:  Muzyka Zagraniczna
Zaakceptował: Nie wymagał akceptacji
[?]
Informacje

Pokazuje ile razy plik torrent był pobrany z naszego portalu
Liczba pobrań: 0
[?]
Informacje

Pokazuje ilość komentarzy wystawionych na naszym portalu
Liczba komentarzy: 0
Ostatnia aktualizacja: 2025-11-16 14:31:34

OPIS:

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...



A gdyby tak połączyć brutalny growl, ultraszybką perkusję, masywne metalowe riffy i tak dużo melodii, ile się tylko da? Taki pewnie zamysł towarzyszył powstaniu trzeciej płyty kalifornijskiej grupy Fallujah. Amerykańscy metalowcy, po ciepło przyjętej przez krytykę i słuchaczy płycie „The Flesh Prevails” (2014), zaprezentowali kolejną dawkę oryginalnej muzyki, będącej mieszanką technicznego death metalu i atmosferycznego, melodyjnego grania. To mieszanka na tyle unikalna, że mówi się o Fallujah jako prekursorach nowego subgatunku: „Atmospheric Death Metal”.

To określenie wiele mówi o muzyce zespołu. Dużo tu bowiem nastrojowych melodii, wyczarowanych na syntezatorach, sporo żeńskich wokali i solówek gitarowych, których nie powstydziliby się progresywni rockowi wyjadacze. Z drugiej strony niemało też agresji, ciężkich riffów i brutalnego growlu, niczym z płyt Cannibal Corpse. To muzyka, która pieści i zarazem wali na odlew. Takie połączenie lodu z ogniem. Niby niemożliwe, ale płonący deser lodowy to całkiem miła i ciekawa niespodzianka.

Najbardziej reprezentacyjną próbką płyty, taką jej wizytówką, jest utwór „Adrenaline” – to bezkompromisowa, metalowa jazda z elektronicznymi, melodyjnymi wstawkami, połamanymi rytmami i chwytliwym, gitarowym solo. Uwagę zwraca też wybrany do promocji albumu „The Void Alone” – ciężki, ale zarazem bardzo melodyjny z czystym, kobiecym wokalem, wrzuconym jakby dla równowagi dla growlu wokalisty. Za tę subtelniejszą stronę utworu odpowiada Tori Letzler – wokalistka znana ze współpracy ze znanym filmowym kompozytorem Hansem Zimmerem („Batman v Superman”, „Gladiator”). Udzieliła swojego głosu także w utworze „Wind for Wings”, w którym wokalista na chwilę rezygnuje z growlu na rzecz czystego śpiewu.

Większość utworów wygląda podobnie: dużo agresywnego growlu, bijąca rekordy uderzeń na sekundę perkusja, zadziorne, metalowe riffy i chwile oddechu w postaci melodii z syntezatora. I to też największa wada tego wydawnictwa: o ile charakterystycznie brzmienie Fallujah zapada w pamięć i jest czymś oryginalnym, o tyle trudno po pierwszym wysłuchaniu jakoś szczególnie wyróżnić któryś z utworów. Całość da się podzielić z grubsza na te „spokojne” i te „metalowe”. Brutalny growl bywa na dłuższą metę męczący, bo o ile w tle dzieje się całkiem dużo i ciekawie, przykryte jest to tłumiącą warstwą agresywnego wokalu. Czasem aż chciałoby się usłyszeć trochę więcej czystego śpiewu dla kontrastu i złapania oddechu.

Skoro już mowa o oddechu, jest też kilka momentów, których posłuchać mogą nawet ci, którzy z reguły omijają death metal szerokim łukiem. Myślę tu zwłaszcza o tytułowym „Dreamless” – to zdecydowanie najładniejszy i najspokojniejszy utwór na płycie (choć wciąż metalowy, bo stopa perkusyjna chodzi tu aż miło) z solówką zagraną przez Tymona Kruideniera, znanego z występów z progresywnymi deathmetalowcami z Cynic. Bardzo nastrojowo jest też w „Fidelio”, w którym dominują klawisze, melorecytacja, miłe melodie i ambientowy klimat. Jeszcze bardziej ambientowo jest w „Les Silences” – to już elektronika na całego, zabawa z dźwiękiem, w której ważniejszy niż linearny przebieg melodii jest klimat. Coś jakby Jean-Michel Jarre skrzyżowany z Enigmą.

„Dreamless” to album eklektyczny, progresywny i na pewno wart uwagi. Ciężki, ale jednocześnie klimatyczny, pełen elektroniki, przestrzeni, sampli, z domieszką czystych i damskich wokali. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że na następnej płycie zawartość będzie bardziej zbalansowana.

Tomasz Kolasa


Fallujah za sprawą poprzedniego krążka odnieśli spory sukces, którego miarą nie jest nawet obecny kontrakt z Nuclear Blast (bo jak oni zwęszą walutę, to są skłonni podpisać papiery z każdym), a pierwsi naśladowcy z różnym skutkiem kopiujący patenty z „The Flesh Prevails”. Czy wśród tych epigonów znajdzie się jakiś poważny konkurent dla Amerykanów? Na razie raczej nie, i to z dwóch powodów. Po pierwsze jest to granie zbyt złożone i oryginalne, żeby je szybko rozpracować i tak po prostu przystosować do własnego stylu, a przy okazji nie być posądzonym o (ślepe) naśladownictwo. Po drugie Fallujah — a dokładniej Scott Carstairs — rozwijają swoje wizje w takim tempie, że zawsze będą przynajmniej o krok przed innymi, którym również marzy się bycie na czasie.

A Dreamless jest właśnie, jakby to paskudnie nie brzmiało, albumem na czasie: niejednoznacznym, progresywnym i eklektycznym. Nie każdemu takie podejście do death metalu — czy do metalu w ogóle — spasuje, ale nie można odmówić zespołowi konsekwencji w dążeniu do własnego stylu, który zresztą już teraz jest bardzo pojemny. To, co znamy jako dodatki do technicznego grzańska z poprzedniego krążka, zostało na Dreamless bardziej dopracowane i przede wszystkim rozbudowane. Więcej jest zatem wszystkiego, co może od tej płyty odstraszać ortodoksów, a co da się podciągnąć pod nowoczesność: elektroniki, przestrzeni, sampli, czystych i damskich wokali… Jednym słowem: klimatu.

W kwestii budowania atmosfery (a przy okazji spójności muzyki) Amerykanie poszli tak daleko, że udało im się uzyskać rzadko spotykaną w takim graniu immersyjność, choć nie sprzyjają jej liryki oparte na kilku niepowiązanych ze sobą filmach. Dla mniej przychylnych może to oznaczać tylko tyle, że kolejne kawałki trudno od siebie odróżnić. Bardziej wyrozumiali dostają natomiast prawie godzinę wymagających dźwięków, które przyjemnie falują, płynnie przechodząc z brutalnych wyziewów w spokojne refleksyjne ambienty.

Fallujah na Dreamless zdecydowanie odeszli od typowej dla technicznego death metalu stylistyki, mniej szpanują umiejętnościami (choć tylko ignorant nie zauważyłby, że grają jeszcze lepiej i na lepszym sprzęcie), nie dociskają *censored*u gazu do dechy — mimo iż wciąż potrafią solidnie dopieprzyć — a bardziej skupiają się na rozwijaniu progresywnej strony muzyki i robieniu z nią tego, na co tylko mają ochotę. Na tej płycie naprawdę nie słychać, żeby członkowie Fallujah przejmowali się jakimiś ograniczeniami, ramami gatunkowymi czy bali się zrobić coś, co takiemu zespołowi nie przystoi. Taka odwaga popłaca, bo jak już na wstępie wspomniałem – to nie oni, ale ich naśladują.

Warto zaznaczyć, że przy okazji Dreamless zespół wyraźnie poprawił brzmienie i ogólną selektywność, rozdzielając obowiązki realizatorskie na Zacka Ohrena (gitary, bas, wokale) i Marka Lewisa (perkusja). Dzięki temu jakże rozsądnemu posunięciu instrumenty nie zlewają się już w jedno, jak to miało miejsce na „The Flesh Prevails”. Jeśli tylko Nuclear Blast należycie wykorzysta obecne atuty Fallujah, to jest szansa, że zrobią z nich gwiazdę dużego formatu. No, chyba że im się wcześniej znudzą...

demo


I must preface this by saying I'm a die hard metal fan, and anything core is unlikely to find itself a home in my music catalog. In particular anything core that could have the word progressive attached to it. To many bands in the scene today seem to resort to mindless guitar wankery and uninteresting, relentless sweep picking. And while Fallujah's roots are certainly cemented more in the core direction, I must confess I love this album and the band.The recording quality is incredible. As a guitar player I find their tones phenomenal. The cleans are crisp and beautiful, everything has been dialed in so perfectly. Now as for the music, I think that progressive bands can easily fall into the wanton wankery category of music, Dreamless is far from that.

Tracks like 'The Void Alone' 'Scar Queen' and 'Lacuna' showcase the talent of these musicians excellently. All of these guys are ridiculously technically proficient, but that only serves to further the music, not hinder it. The drumming on this album is truly incredible. The driving double bass is blazingly fast, and the guitar solos melodic and beautiful. The instrumental tracks as well such as 'Fidelio' and 'Wind for Wings' serve as a nice break for the album. Allowing for a peaceful atmosphere to build before shattering the calm with crushing guitars and thunderous bass lines. The combination of growls and clean vocals is well done, although my one critique would be that the cleans can seem a bit randomly distributed. On songs like 'The Prodigal Son' for example, my personal favorite track, I think it might have been better served as an instrumental. That being said it really doesn't interfere with the flow of the song or the album.

Overall I was extremely pleased by Dreamless. None of the tracks on the album were boring, they serve their purpose well, whether it be fast-paced, guitar driven brutality, or some of the more peaceful and melodic tracks on the album. Lyrically I have to admit I was confused. In an interview the singer stated that the album was based off of a movie and it was intended to be a puzzle to figure out. No clue what the hell the movie is. So with that said, Dreamless is a killer album. Very inventive, interesting, and original which is hard to come by in the progressive metal landscape today. Many bands seem to be taking the same direction, but I find Fallujah's use of clean guitar tones and more atmospheric sections fascinating and am excited for any further releases they might have.

ReverseTracheotomy




1. Face Of Death   03:30
2. Adrenaline   04:21
3. The Void Alone   04:18
4. Abandon   04:31
5. Scar Queen   04:04
6. Dreamless   06:18
7. The Prodigal Son   04:17
8. Amber Gaze   04:32
9. Fidelio   02:44
10. Wind For Wings   06:14
11. Les Silences   05:56
12. Lacuna   04:53




Andrew Baird - Drums
Scott Carstairs - Guitars, Songwriting (tracks 1-8, 10, 12)
Alex Hofmann - Vocals, Lyrics, Songwriting (tracks 9, 11)
Rob Morey - Bass
Brian James - Guitars



https://www.youtube.com/watch?v=H-5R7falsho



SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!

DETALE TORRENTA:[ Pokaż/Ukryj ]


Komentarze

Aby móc komentować musisz być zalogowanym!