Nie jesteś zalogowany
Aby się zalogować [Kliknij Tutaj] lub skorzystaj z
formularza po lewej stronie w bloku TWOJE MENU
Aby założyć konto [Kliknij Tutaj]


★★★ Premiery ★★★
MENU

Panel Usera
User:
Hasło:
Stwórz konto Odzyskiwanie hasła

Kategorie

Torrent: SATYRICON - NEMESIS DIVINA (1996/2019) [WMA] [FALLEN ANGEL]
Dodał:  Fallen_Angel
Data: 21-03-2024
Rozmiar: 310.28 MB
Seedów: 0
Peerów: 0
Kondycja:

Zaloguj się aby pobrać



Kategoria:  Muzyka Zagraniczna
Zaakceptował: Nie wymagał akceptacji
[?]
Informacje

Pokazuje ile razy plik torrent był pobrany z naszego portalu
Liczba pobrań: 1
[?]
Informacje

Pokazuje ilość komentarzy wystawionych na naszym portalu
Liczba komentarzy: 0
Ostatnia aktualizacja: 2024-03-21 12:11:12

OPIS:

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...




NIEOPISANE DOŚWIADCZENIE ARTYSTYCZNE

„Nemesis Divina” to bez wątpienia kanon i najwyższe podium Black Metalowego rzemiosła. Owe dzieło wymienia się jednym tchem obok takich albumów jak „In the Nightside Eclipse” Emperor, „De Mysteriis Dom Sathanas” Mayhem czy chociażby „A Blaze in the Northern Sky” Darkthrone. Płyta wyryła swą nazwę w historii gatunku nie tylko niesamowitym brzmieniem, ambitnymi kompozycjami, ale także towarzyszącą jej estetyką. Fotografie zespołu z tamtego okresu oraz słynny teledysk do „Mother North” stały się jednymi z najbardziej rozpoznawalnych, wizualnych aspektów tej sztuki, jej swoistą wizytówką.

Album nagrany został na przełomie stycznia i lutego 1996 roku w studiu Waterfall. Przy albumie nie pracował tylko i wyłącznie duet Satyr- Frost. Do składu dokaptowany został Nocturno Culto z zaprzyjaźnionego Darkthrone, który był ogromnym fanem dwóch wcześniejszych materiałów Satyriocon. Co prawda nie wziął udziału w pisaniu materiału, ale udzielił się jako drugi gitarzysta, zarówno w studiu jak i na trasie koncertowej, która wystartowała po wydaniu płyty. Warto wspomnieć, że była to pierwsza trasa w historii zespołu i bynajmniej nie zrodziła się z chęci do grania na żywo, a bardziej za namową ludzi wokół oraz chęci zyskania doświadczenia w tym zakresie (ostatecznie zespół nie był z niej zadowolony). Kolejnym muzykiem, który w pewnym stopniu dorzucił swoje trzy grosze do „Nemesis Divina” był sam Ihsahn. Satyr poprosił go aby nagrał im partie klawiszy, ale niestety w połowie sesji, Ihsahn zmuszony był zrezygnować z powodu obowiązków związanych z Emperor. Zastąpiony został kimś innym spoza sceny BM. Do Satyricon tymczasowo dołączył także Svartalv z Gehenna, który odpowiedzialny był za partie basu. Podczas koncertowania zastąpił go Tchort (min. Emperor, Carpathian Forest).

„Nemesis Divina” otwiera „The Dawn of a New Age” ze słowami „This is Armageddon!”. I faktycznie jest, trudno o lepszy początek. Pełno tu agresji i siły przeplatającej się z klimatycznymi zwolnieniami dającymi odetchnąć po serwowanym nam sztormie.”Forhekset” to kolejny wymiatacz w którym na moment dopuszczone są do głosu folkowe inspiracje (sam koniec utworu) oraz nadające podniosłości klawiszowe tła. Wykończenia bardzo trafione i przynoszące na myśl elementy obecne chociażby w twórczości Ulver czy Emperor. No i teraz totalne mistrzostwo i punkt kulminacyjny albumu. Majestatyczny, potężny i emocjonalnie nacechowany „Mother North”.

Może nie będę w tym stwierdzeniu oryginalny, ale jest to dla mnie najwybitniejsze dzieło kompozytorskie w całej karierze Satyricon. W tym kawałku sztuki zaklęte są niezliczone pokłady emocji towarzyszących Black Metalowi oraz wszystko co ten zespół reprezentuje, to istny hymn. Mamy tu przyprawiający o ciary motyw przewodni, masę zwolnień, przyspieszeń, oraz niesamowicie atmosferycznych pasaży, o kunszcie instrumentalnym nie wspominając. Zasłuc*censored*ę się w niego po dziś dzień i wciąż nie mam dość, dla mnie jest ponadczasowy. Pragnę wyróżnić jeszcze „Du Som Hater Gud” do którego tekst napisał Fenriz. Co się okazuje jego praca przy tej kompozycji wpłynęła na sam charakter utworu. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby miał surowszą produkcję i trochę bardziej toporną strukturę to bez problemu znalazłby dla siebie miejsce na „Under a Funeral Moon”. Konkretny wpływ Darkthrone jest tu moim zdaniem bardziej niż oczywisty. Pozostałe kawałki czyli „Immortality Passion”, tytułowy „Nemesis Divina” oraz zwieńczający całość, instrumentalny „Transcendental Requiem of Slaves” dopełniają dzieła i pokazują, że mamy przed sobą płytę wybitną, świadomą, bogatą w artystyczny wyraz, krótko mówiąc zasiadającą na swym własnym tronie.

Podsumowując, „Nemesis Divina” to nie tylko nieopisane doświadczenie artystyczne, ale także jeden z przykładów kwintesencji Black Metalu lat 90-tych, istna podróż w czasie do lat świetności tej muzyki oraz doświadczenie wszystkich tych emocji której owej sztuce towarzyszą. Nie wyobrażam sobie, aby można było tego dzieła nie znać, to monument gatunku!

Przemysław Bukowski



Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że Satyricon to jeden z najdoskonalszych blackowych tworów, jakie do tej pory ujawniły się mrocznemu światu. Od lat podążają własną, opętaną drogą, absolutnie nie zważając na obowiązujące trendy. Ten niezwykły indywidualizm jak magnes przyciąga do ich muzyki. Muzyki pełnej brudu, "uporządkowanego chaosu" i nade wszystko porażającej, bezpośredniej szczerości.

Nie inaczej jest w przypadku "Nemesis Divina". To już klasyka grania mrocznego, lodowatego, zimnego i mającego swoisty urok dostępny wybranym. Satyr zabiera w podróż, z której nie ma powrotu. W podróż, w której zmieniamy się w ptaka, zataczającego koła coraz bliżej śmierci, tym właśnie odpłacając za swoją Wiedzę, za swoją Sztukę, bo wydaje się, że "Nemesis Divina" to wytwór wyobraźni... Wytwór dumny, majestatyczny i potężny. Bo taka właśnie jest ta płyta - wzniosła i świadoma swej wielkości. Może z wierzchu jakby nieco niedostępna i wyrafinowana, ale w głębi wręcz czarująca i hipnotyzująca. Satyricon mistrzowsko łączy surowość, brutalność i dzikość z monumentalizmem, lodowatym klimatem, wspaniałą precyzją i mistrzowskim dopracowaniem. Określenie symfoniczny black w tym wypadku wydaje się być zlepkiem pustych i niedorzecznych słów. Nie można bowiem nie zauważyć, że zespół tworzy własny, mistyczny klimat, który trudno jest zdefiniować i opisać. Ta muzyka oddycha iście norweskim powietrzem, pozwala wędrować po mrocznych skandynawskich lasach w blasku pełni księżyca. To dziwne, że na tyle norweskich grup, tylko nielicznym udaje się NAPRAWDĘ wykreować w dźwiękach swą ojczystą atmosferę. Cóż, pewne zdolności zarezerwowane są tylko dla prawdziwych artystów, "mistrzów po fachu". "Nemesis Divina" fantastcznie splata zimne klawiszowe klimaty z ostrymi, "pędzącymi" gitarami. Na pozór proste struktury i aranżacje ciemną nocą, ujawniają całe swe monstrualne bogactwo, raz po raz przerażając szczerością, opętaniem i majestatem. Obłęd, szaleństwo, pasja... I jeszcze jedno - "Mother North" to prawdziwy blackowy hymn...

Cokolwiek by o tym dziele nie napisać, to i tak wszystko sprowadza się do jednego mianownika - doskonałość, mistrzostwo, bezdyskusyjna klasyka. Dalsze opisywanie tej płyty uważam za stratę czasu.

Margaret



„This is Armageddon!” Taka apokalipsa to się świętemu Janowi nie śniła. Koniec świata jaki serwuje Satyricon kosi wszystko równo z ziemią lodowatym podmuchem piekielnej hekatomby. Mrozi kark i przechodzi dreszczem przez rdzeń kręgosłupa, zostawiając zroszone czoło i pustkę w głowie. „For the greath day of wrath is coming, and who shall be able to stand?”

I choć okazało się, że Ziemia, a nawet zamieszkująca ją ludzkość, przetrwały rok 1996, to „Nemesis Divina” na stałe wpisała się w kanony czarnej sztuki, stając się dziełem klasycznym i jednym z wyznaczników gatunku. Trzej, uzbrojeni po zęby, wysłannicy ciemności, przedstawiają zło jakie ze sobą niosą już samymi zdjęciami, na których występują w roli strażników matki północy. Obok Satyra i Frosta tym razem pojawił się sam Nocturno Culto z Darkthrone, tutaj jako Kveldulv. Po takiej trójcy żadnej litości nie należało się spodziewać. I słusznie.

„Nemesis Divina” jest jak zderzenie z pędzącym czołgiem. Natłok dźwięków urywa głowę, pustoszy mózg i wyniszcza wszelkie objawy samodzielnego myślenia. Nie ma odwrotu, nie ma ratunku. Trzeba przebić się przez ścianę gitar, podłożyć pod chlastającą perkusję i dać się porwać wirowi zagłady. A wtedy… A wtedy otworzą się bramy tej drugiej strony. Ukarze się majestat gór i zabrzmi potęga północy. Zatrzęsie się ziemia i nawet czarny kosiarz zwróci ku nam swe oblicze, przez moment dając spojrzeć sobie w oczy. Ale to już nie będzie wróg, tylko sprzymierzeniec. Bo ta siła już będzie w nas. Gotowa żeby się rozwijać, narastać i buzować nienawiścią. Oto nadszedł czas zemsty na tchórzliwej rasie niewolników. „Phantom north – I’ll be there when you hunt them down”.

I te melodie. Bezwzględnie sieczące, bezkreśnie ostre i na wskroś złe, a jakże piękne. „The Dawn Of New Age” wprost rozpływa się w rzadkim powietrzu, zagrywki w „Forhekset” są wręcz folkowe, doskonały gitarowo jest „Immortality Passion”, a pianinko kończące „Du Som Hater Gut” rozbraja jakąś taką beztroską swawolnością jak kwiat wyrosły na pogorzelisku. Największym hitem jest tu jednak „Mother North”. Utwór-hymn, nie tylko samego Satyricon, ale i całego black metalu. „Mother north – how can they sleep when their beds are burning?” Marszowa melodia przewodnia jest jak dostojny manifest. Jak odezwa do wszystkiego co złe i gotowe do walki na tym świecie.

Świetnym numerem jest też „Nemesis Divina”, ale rozczłonkowywanie na części pierwsze już nie bardzo ma sens. Cała ta, kończąca się żałobnym rapsodem dla upadłej, niewolniczej ludzkości, płyta jest skondensowaną pigułką nieskończenie ekspansywnej mocy. Jest jej kwintesencją. „Mother north – united we stand (together we walk)”.

Wujas



By many considered the magnum opus of one of Norway’s most notorious black metal bands; “Nemesis Divina” delivers from the very first second. The cold, harsh soundscape of the guitars conjure up images of bone saws, while Frost pounds his drums with a somewhat dull, ominous air. Satyr’s croaking vocals enter with “This is Armageddon” and KA-POW (60’s Batman-style) we’re away on a blast beat journey through one of the bleakest, rawest and most mysterious visions of hell ever summoned in music form. The main riff on “The Dawn of a New Age” is based on one of mastermind Satyr’s trademark odd-period folkish melodies (with a twist), which make frequent appearances throughout the album.

The overall atmosphere of the album is very cold and raw, and somehow the melodies (which could rather easily become tinky-winky folk pop tunes) manage to sound haunting and twisted and blend really nicely with the harsher, dissonant black metal riffs. These two ingredients, along with Frost’s blast beats and mid-tempo patterns make up the meat and potatoes of this album. The gravy consists of some atmospheric clean guitar parts and potent bass lines; and to complete the meal we’re served a tasty beverage of Satyr’s grim voice spewing out his hatred towards Christianity as well as his passion for national romanticism (no, not in a Nazi way, fucko).

Though a blood red line is easily discerned throughout the album, there is plenty of contrast to be found here. Most tracks combine all of the ingredients mentioned above in song structures unorthodox more often than not; the one fairly one-dimensional track is the in-your-face blasphemous church burner “Du som hater Gud”, but even that song has an epic, melodious ending.

So we have all the right groceries and shit, and that in itself would be enough to satisfy a starving black metaller’s hunger, but what sets this album apart from 99.99% of all others is the cock. Sorry, cook. Must’ve been distracted by the hot guys in leather pants on the record sleeve waving their weapons about…rrawrr. Anyway, Satyr has done an amazing job at using the right riffs/melodies/parts at the precisely right time, in the right order and for the right amount of time to achieve something most composers can only dream of – a complete and whole big picture. An entirety where all details work for the greater good (or evil) and the end result is greater than the sum of its parts. I admire his sense of time, as for how many repetitions a riff needs to be played to create a sense of completion of the idea but still keep the momentum driving forward. Obviously, Frost’s nice fills and small beat adjustments chip in to keep the listener interested, but there is no question who is Satyricon. Read the name again and you’ll get a clue.

All in all, this is one of the best black metal albums of all time. In fact, this is one of the best albums of all time, all fucking categories and genres included. Every single track is killer; “Mother North” has, of course, emerged as the band’s unofficial anthem, but under-appreciated tunes like “Immortality Passion” and the title track will also crush a priest’s skull easier than Conan, and that’s saying a lot. What also speaks volumes is the fact that I’ve been listening to this record very actively since its release 21 years ago, and it still sounds as fresh and rejuvenating as it did the first time. Some shit just doesn’t get old, and on some rare occurrences, that’s the kind of shit that can be worthy of a perfect verdict.

Myrkrarfar




1. The Dawn Of A New Age (Speech Spoken Part By Nebelhexe)   7:27
2. Forhekset   4:31
3. Mother North   6:25
4. Du Som Hater Gud   4:21
5. Immortality Passion   7:20
6. Nemesis Divina   6:54
7. Transcendental Requiem Of Slaves   4:49




Frost - Drums
Satyr - Vocals, Guitars (lead), Bass, Songwriting, Lyrics
Nocturno Culto - Guitars (rhythm)




https://www.youtube.com/watch?v=bXNTApQbFOM



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

DETALE TORRENTA:[ Pokaż/Ukryj ]


Komentarze

Aby móc komentować musisz być zalogowanym!