Nie jesteś zalogowany
Aby się zalogować [Kliknij Tutaj] lub skorzystaj z
formularza po lewej stronie w bloku TWOJE MENU
Aby założyć konto [Kliknij Tutaj]


★★★ Premiery ★★★
MENU

Panel Usera
User:
Hasło:
Stwórz konto Odzyskiwanie hasła

Kategorie

Torrent: STARNGE DAYS - 9 PARTS TO THE WIND (1975/2011) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]
Dodał:  Fallen_Angel
Data: 01-11-2025
Rozmiar: 95.44 MB
Seedów: 0
Peerów: 0
Kondycja:

Zaloguj się aby pobrać



Oceniałes już ten torrent
Kategoria:  Muzyka Zagraniczna
Zaakceptował: Nie wymagał akceptacji
[?]
Informacje

Pokazuje ile razy plik torrent był pobrany z naszego portalu
Liczba pobrań: 13
[?]
Informacje

Pokazuje ilość komentarzy wystawionych na naszym portalu
Liczba komentarzy: 0
Ostatnia aktualizacja: 2025-11-01 19:42:50

OPIS:

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...



Ten nagrany w 1975 roku, jedyny album zapomnianej brytyjskiej grupy, bez wątpienia należy, obok LP Refugee i debiutu Druid, do 3-4 najlepszych progresywnych płyt z Wysp z połowy lat 70-tych! Zainspirowany przede wszystkim twórczością wczesnych Genesis, a poza tym Camel, Fruupp i Yes, ten bardzo utalentowany zespół brzmiał bardziej jak w 1973 niż w 1975.

Na uwagę zasługują przede wszystkim majestatyczne, rozbudowane, epickie formy, ale też chwytliwa, nieco beatlesowska melodyka (a także nawiązania do muzyki pop), a także perfekcyjna, bardzo bogata produkcja. Niektóre fragmenty brzmią tak dobrze, że aż trudno w to uwierzyć!

Żaden miłośnik progresywnych brzmień nie może przejść obok tego CD obojętnie! Ta edycja brzmi doskonale i bardzo przestrzennie.

JL


Gdybym prowadził tu jeszcze jakiś cykl, to ten album musiałbym umieścić w szufladzie Ocalić Od Zapomnienia. Bo rzeczywiście to chyba kompletnie nieznany zespół (przynajmniej w naszym kraju). Powstał z Wielkiej Brytanii i niestety istniał bardzo krótko, a w swojej karierze wydał tylko ten jeden album. Sam wiele lat temu natknąłem się na Strange Days przez przypadek, buszując w jakimś sklepie w winylami. Po latach dokupiłem kompakt, który jak się okazało...

...jest po prostu piratem. To jedna z tych szwedzkich firm, która przywraca do życia zapomniane albumy, jednocześnie nie posiadając praw do tego. Przynajmniej tak wykalkulowałem przeglądając nieskończoność Internetu. Szkoda tylko, że niektóre sklepy reklamują te wydawnictwa jako oryginalne i pełnowartościowe. Co robić.

Podobno grupa miała swoje pięć minut w kręgach studenckich, tak w Anglii, ale i w Holandii. Właściwie niewiele wiem na temat historii tego zespołu, ich powstania czy przyczyn rozwiązania. Ale chyba nie zawsze jest to takie ważne, przecież to muzyka ma być najważniejsza. Zaznaczę tylko, że w nagraniu tego krążka brali udział Graham Ward (śpiew, gitara), Eddie McNeil (perkusja), Eddie Spence (instrumenty klawiszowe) oraz Phil Walman (gitara basowa).

Na płycie znalazło się sześć utworów z czego najkrótszy trwa nieco ponad cztery minuty, a najdłuższy niemal osiem i pół. Całość ich muzyki opiera się na organowo-gitarowym graniu, które wyraźnie wybija się na pierwszy plan.
Całość otwiera utwór tytułowy. To bardzo sympatyczny, melodyjny utwór utrzymany raczej w popowych klimatach. Noga chodzi, basik pulsuje, plus nie najgorszy wokal i bardzo ładny fortepian. Sympatycznie.

W kolejnym Be Nice To Joe Soap jest już bardziej progresywnie. Świetny wstęp zagrany na organach, do których dołącza gitara z perkusją. Później ta gitara Warda całkiem nieźle sobie poczyna i rządzi przez ponad dwie minuty. Następnie pałeczkę przejmują klawisze. Pierwszy wokal pojawia się dopiero w okolicach czwartej minuty. Wtedy utwór robi się skoczny i pogodny. Całość? Zmiany tempa i nastrojów.

Oryginalnie stronę pierwszą zamykał The Journey. Dziesięciominutowy, który jako żywo kojarzy mi się z dokonaniami grupy Supertramp. Naprawdę bardzo podobny i ktoś mniej osłuchany z pewnością mógłby się nabrać, że to jeden z nieodkrytych utworów Hodgsona.

Druga strona to także trzy pozycje. Szybki, żywiołowy Monday Morning z organowym wstępem i ciekawym gitarowym solo. Fajne, chwilowe zwolnienie po minucie.

Dwa ostatnie utwory są chyba najbardziej wartościowe na całej płycie.
A Unanimous Decision, który pomalutku się rozpędza. Dobre i ciekawe zmiany tempa, sporo organowego grania. Balladowe klimaty przeplatają się z szybszymi, ostrzejszymi fragmentami, w których gitara pokazuje na co ją stać. Bardzo ciekawy progresywny kawałek.

Całość zamyka 18 Tons. Tu budowa jest podobna i dobrze znana z wcześniejszych utworów. Organowy (tu bardzo delikatny) wstęp i taki sam śpiew. Po nieco dwóch minutach ten spokojny głos przechodzi niemal w krzyk, a cały utwór nabiera tempa. No i jest tu też znakomita solówka gitarowa, taka delikatnie w stylu Latimera.  

Nie oszukujmy się, Strange Days to zespół jakich wtedy było wiele, a ich muzyka nie jest kamieniem milowym w historii muzyki i tak naprawdę niczym szczególnym się nie wyróżnia. To po prostu jedna z tych zapomnianych grup, grająca w stylu Genesis z początków ich kariery, ale przypominająca też wspomniany już Supertramp, troszkę Fruupp i może The Strawbs. I wielka szkoda, że skończyło się tylko na jednym albumie, bo potencjał był i mogło być z tego coś dobrego w przyszłości. Mimo wszystko warto posłuchać, przede wszystkim po to  by takie zespoły ocalić od zapomnienia.

SzyMon




1. 9 Parts To The Wind   4:28
2. Be Nice To Joe Soap   6:45
3. The Journey   10:02
4. Monday Morning   8:24
5. A Unanimous Decision   8:24
6. 18 Tons   7:29




Graham Ward - vocals, lead guitar
Eddie McNeil - drums, percussion
Phil Walman - vocals, bass
Eddie Spence - keyboards




https://www.youtube.com/watch?v=CDOma8pauFg



SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!

DETALE TORRENTA:[ Pokaż/Ukryj ]


Komentarze

Aby móc komentować musisz być zalogowanym!