Nie jesteś zalogowany
Aby się zalogować [Kliknij Tutaj] lub skorzystaj z
formularza po lewej stronie w bloku TWOJE MENU
Aby założyć konto [Kliknij Tutaj]


★★★ Premiery ★★★
MENU

Panel Usera
User:
Hasło:
Stwórz konto Odzyskiwanie hasła

Kategorie

Torrent: IRON MAIDEN - ROCK IN RIO (2002/2020) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]
Dodał:  Fallen_Angel
Data: 07-04-2024
Rozmiar: 272.31 MB
Seedów: 0
Peerów: 0
Kondycja:

Zaloguj się aby pobrać



Kategoria:  Muzyka Zagraniczna
Zaakceptował: Nie wymagał akceptacji
[?]
Informacje

Pokazuje ile razy plik torrent był pobrany z naszego portalu
Liczba pobrań: 13
[?]
Informacje

Pokazuje ilość komentarzy wystawionych na naszym portalu
Liczba komentarzy: 0
Ostatnia aktualizacja: 2024-04-07 10:20:51

OPIS:

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI...




Był czas, kiedy stroniłem od wydawnictw koncertowych, stawiając ponad nie płyty studyjne. Wyjątkiem od zawsze była grupa IRON MAIDEN, których „Life After Death” uważałem za aksjomat – wzór jak powinna wyglądać koncertówka – i to zarówno w formie audio jak i wideo. Przez lata w tej materii niewiele się zmieniło, z tym że bardziej łaskawym okiem zacząłem patrzeć na zapisy koncertów. Moje ulubione zespołu z coraz bardziej przepastnymi dyskografiami, wracając do korzeni na żywo, brzmiały zazwyczaj nieco inaczej niż w wersjach pierwotnych. Obcowanie z koncertówkami zaczęło być po prostu w moim przypadku dużo bardziej ciekawe.

Dość długo też „Life After Death” nie miał godnego rywala w moim prywatnym rankingu. Do czasu kiedy moją płytotekę zasilił „Rock in Rio”. Wyjątkowość tego wydawnictwa swoją genezę zawdzięcza niedawnej reaktywacji zespołu z Dickinsonem i Smithem. Niebagatelny był fakt, że nagrana wówczas płyta studyjna była po prostu kapitalna, a gro materiału na „Rock in Rio” pochodzi naturalnie z „Brave New World”. Ale jednym z czynników jest niezaprzeczalnie skok technologiczny. Pompa z jaką można było dopieścić ów koncert produkcyjnie. No i samo wydarzenie – wyjątkowe, spektakularne! Ten koncert prezentuje wszystko czym jest IRON MAIDEN! Monumentalna produkcja wizualna, światła, grafiki, potężne nagłośnienie… i metalowy zespół który daje na scenie z siebie wszystko!

Dobór repertuaru? Strzał w dziesiątkę. Zespół (już wówczas) z bogatą dyskografią i mnóstwem klasyków na koncie ma zapewne nie lada zgryz aby zadowolić fanów. „Rock in Rio” zawiera, jak wspomniałem sporo nowego wówczas materiału. Po trzech kawałkach z nowej płyty przychodzi jednak czas na klasyk nad klasykami i sięgniecie wstecz do materiału z początku kariery, za sprawą „Wrathchild”. Zawsze podobało mi się że Maideni nie traktowali po macoszemu swoich korzeni, a Bruce Dickinson nie odcinał się od materiału współtworzonego przez swojego poprzednika. Zresztą tego wieczoru sięgają w te rejony ponownie za sprawą żelaznego repertuaru jakim jest „Sanctuary” i „Iron Maiden”. Miłym jest też że nie pominięto okresu działalności z Blazem i za sprawą „Sign of the Cross” oraz „Clansman” oddano hołd dwóm wcześniejszym wydawnictwom.
Nie sposób również nie wspomnieć o utworach które zdefiniowały przez lata markę żelaznej dziewicy. Mamy więc oczywiście przekrojowy „voyage” i pojawiają się single niemal z każdej płyty. No bo chyba tylko „No prayer for the Dying” nie posiadało tak wyrazistego hitu. Ale oczywistym jest że nie mogło zabraknąć mocnej reprezentacji „Number of the beast”, nikt chyba nie wyobraża sobie również koncertu Maiden bez „The Trooper” czy „2 minutes to midnight”, albo „The Evil that Men Do”, czy „Fear of the Dark” który urósł do utworu bardziej charakterystycznego z wersji koncertowej niż studyjnej.

A sam występ? To się po porostu świetnie ogląda. Panowie dają z siebie wszystko, zostawiają na scenie litry potu, ale uśmiechy nie schodzą z ich twarzy! To pierwsza koncertówka grupy zagrana na trzy gitary i tą przestrzeń tu słychać. Nie było bowiem konieczności rezygnacji nawet z bardziej zaawansowanych aranżacji.
Scenografia, plus gumowy Eddie, wywołują uśmiech na twarzy każdego fana. To jest po prostu widowisko – to jest IRON MAIDEN!

Kiedyś byłem skłonny bronić „Life After Death” własną piersią jako niedościgniony ideał. Obecnie twierdzę, że „Rock in Rio” wydany znacznie później stał się koncertowym symbolem kolejnej epoki.
Jeśli jesteś fanem zespół, na pewno masz ten album na swojej półce. Jeżeli chciałbyś jednak posiadać przy sobie Maiden w pigułce, zaprezentować ich istotę komuś postronnemu… zabrać na bezludną wyspę tylko jeden album… Polecam „Rock in Rio”!

Piotr Spyra


Od premiery 'Rock In Rio' trwają zaciekłe dyskusje między fanami czy jest to album lepszy od kultowego, wydanego blisko 20 lat wcześniej 'Live After Death'. I faktycznie jest się o co spierać, bo to naprawdę rewelacyjny album. Jest to występ zarejestrowany 19 stycznia 2001 roku, podczas trzeciej edycji festiwalu o tej samej nazwie, który odbył się oczywiście w Rio De Janeiro. Grupa wystąpiła jako gwiazda wieczoru po występach miejscowej Sepultury i grupy Roba Halforda.

Jako, że koncert odbył się na zakończenie trasy promującej album 'Brave New World', mamy aż 6 utworów z tej płyty. Jest kapitalnie sprawdzający się w roli otwieracza The Wicker Man, znakomity Ghost Of The Navigator, świetny utwór tytułowy odśpiewany razem z publicznością, czy Blood Brothers prezentujące się podczas wykonania na żywo o niebo lepiej, niż w wersjach studyjnych. A co ze starszych rzeczy? Jest niesamowita wersja The Clansman z okresu Blaze'a Bayleya, w której Bruce udowadnia, kto jest lepszym wokalistą, są zagrane z niesamowitym ogniem 2 Minutes To Midnight i Run To The Hills.

Ogólne wrażenie jest rewelacyjne. Monumentalne brzmienie trzech gitar, kapitalny wokal Bruce'a i znakomicie reagująca publiczność w liczbie sięgającej dwustu tysięcy. No właśnie, publiczność...

Sporo pretensji można mieć tu do Steve'a Harrisa i jego decyzji. Jakiej? Otóż w miejsca, gdzie Bruce dawał pośpiewać fanom np. podczas refrenów, Harris zdecydował o nałożeniu dodatkowych wokali np. z wcześniejszego refrenu, ponieważ według niego... publiczność niby nie reagowała należycie na to, co dzieje się na scenie. Pozostawiono jedynie nieliczne momenty, kiedy słychać samą publikę bez głosu Dickinsona. Niby taki niewinny zabieg, ale w niektórych momentach brzmi to wszystko poprostu nienaturalnie, chociażby na początku Fear Of The Dark, kiedy dwie ścieżki głosu nakładają się na siebie. Jeszcze śmieszniej jest, kiedy oglądamy wersje video tego koncertu i widzimy (np. w końcówce The Wicker Man) Bruce'a z zamkniętymi ustami, mimo że słyszymy jego głos... Efekt nienajlepszy i psuje to ogólne wrażenie. Niemniej jednak jest to chyba jeden, jedyny minus tego znakomitego albumu koncertowego.

Paweł Tkaczyk



The highlight of Iron Maiden's first live record in almost nine years is the crowd. I've never ever seen or heard a group of fans as enthusiastic as the two hundred fifty thousand people at the Rock in Rio festival. They go completely crazy during the best version of the anthemic "Fear of the Dark" that sends constant shivers down my spine for eight unforgettable minutes that I could listen to over and over again. The fan parti*censored*tion is also outstanding during less renowned tracks like the energetic rendition of "Sanctuary" where lead singer Bruce Dickinson interacts brilliantly with the unchained crowd. "The Clansman" is performed with boundless passion both by the singer and the crowd as they transform a rather calm and introspective epic into a thunderous and passionate anthem.

The energetic crowd clearly has a positive impact on the whole band as well as Iron Maiden delivers one of its best performances ever. After the catchy and powerful opener "The Wicker Man" that is celebrated as much as the band's classics from the eighties, I was already out of breath. Things get even better with the passionate rendition of "Blood Brothers" that make for an emotional and haunting experience about loss and togetherness. My personal favorite is however the incredibly atmospheric yet particularly dynamic rendition of "Sign of the Cross" where one can see the whole band jumping around and going crazy just like the incredible crowd. Believe me, it's impossible to to sit or stand still while listening to this unexpected highlight.

The band performance is energetic, the crowd is the best I've ever encountered and the production is vivid, raw and direct. It's difficult to say whether this live album is better than the legendary Live After Death release of the eighties that had an even better set list and more beautiful stage decorations. However, Rock in Rio's fan parti*censored*tion is so outstanding that you won't have a choice but to purchase this incredible release. Up the Irons!

Kluseba




CD 1:
1. Intro
2. The Wicker Man
3. Ghost Of The Navigator
4. Brave New World
5. Wrathchild
6. 2 Minutes To Midnight
7. Blood Brothers
8. Sign Of The Cross
9. The Mercenary
10. The Trooper

CD 2:
1. Dream Of Mirrors
2. The Clansman
3. The Evil That Men Do
4. Fear Of The Dark
5. Iron Maiden
6. The Number Of The Beast
7. Hallowed Be Thy Name
8. Sanctuary
9. Run To The Hills




Vocals - Bruce Dickinson
Drums - Nicko McBrain
Bass - Steve Harris
Lead Guitar, Rhythm Guitar - Adrian Smith, Dave Murray, Janick Gers




https://www.youtube.com/watch?v=YHlLP8NyA60



SEED 14:30-23:00.
POLECAM!!!

DETALE TORRENTA:[ Pokaż/Ukryj ]


Komentarze

Aby móc komentować musisz być zalogowanym!