Nie jesteś zalogowany
Aby się zalogować [Kliknij Tutaj] lub skorzystaj z
formularza po lewej stronie w bloku TWOJE MENU
Aby założyć konto [Kliknij Tutaj]


★★★ Premiery ★★★
MENU

Panel Usera
User:
Hasło:
Stwórz konto Odzyskiwanie hasła

Kategorie

Torrent: KROKOFANT WITH STÅLE STORLØKKEN AND INGEBRIGT HÅKER FLATEN - Q (2019) [MP3@320] [FALLEN ANGEL]
Dodał:  Fallen_Angel
Data: 21-04-2025
Rozmiar: 101.29 MB
Seedów: 0
Peerów: 11
Kondycja:

Zaloguj się aby pobrać



Kategoria:  Muzyka Zagraniczna
Zaakceptował: Nie wymagał akceptacji
[?]
Informacje

Pokazuje ile razy plik torrent był pobrany z naszego portalu
Liczba pobrań: 2
[?]
Informacje

Pokazuje ilość komentarzy wystawionych na naszym portalu
Liczba komentarzy: 0
Ostatnia aktualizacja: 2025-04-21 19:43:42

OPIS:

...SIŁA I PIĘKNO MUZYKI TKWIĄ W JEJ RÓŻNORODNOŚCI



Przez wiele lat działali jako trio. Teraz – przy okazji realizacji czwartej płyty długogrającej – postanowili rozszerzyć skład do kwintetu. I była to jak najbardziej słuszna decyzja. Krokofant w wersji pięcioosobowej brzmi jeszcze mocniej i bardziej rockowo, choć wciąż jego muzyka wyrasta z korzeni fusion z początku lat 70. ubiegłego wieku. Wielbiciele King Crimson czy Ornette’a Colemana będą płytą „Q” zachwyceni.

Jazz, rock, metal, punk, awangarda – wszystkie te elementy odnaleźć można w twórczości Krokofant. I chociaż taka mieszanka może wydawać się wyjątkowo dziwna i zaskakująca, w Norwegii, skąd grupa pochodzi, nie jest wcale niczym nadzwyczajnym. Wystarczy przywołać takie formacje, jak Møster! czy Hedvig Mollestad Trio, by zdać sobie sprawę, że północny klimat i bliskość fiordów muszą w sposób szczególny wpływać na artystyczną wyobraźnię. Przez pierwsze lata działalności Krokofant funkcjonowało jako – głównie studyjne – trio, któremu ton nadawał saksofonista Jørgen Mathisen (znany z takich projektów, jak na przykład Damana, Momentum oraz Instant Light), a u boku którego pojawiali się także gitarzysta i basista Tom Hasslan oraz perkusista Axel Skalstad (z Mathisenem pojawił się później w składzie Rune Your Day).

W takiej konstelacji grupa zarejestrowała trzy pełnowymiarowe albumy, które w rzeczywistości nie posiadały własnych tytułów, a jedynie dodane do nazwy zespołu kolejne rzymskie cyferki: „Krokofant” (2014), „Krokofant II” (2015) oraz „Krokofant III” (2017). Można więc było spodziewać się, pod jakim szyldem pojawi się w sklepach czwarte wydawnictwo Norwegów, prawda? Ale tutaj czekała fanów niemała niespodzianka. Zresztą nie jedyna. Bo chociaż Mathisen, Hasslan i Skalstad nadal zachowali szczególną powściągliwość, tytułując płytę… „Q”, to przede wszystkim postanowili zaprosić do współpracy gości. I to jakich! Dwaj muzycy, którzy wraz z Jørgenem, Tomem i Axelem „zamelinowali” się w Studio Paradiso w Oslo, to żyjące legendy współczesnego skandynawskiego jazzu i rocka – artyści, których nazwiska są gwarancją najwyższej jakości.

O kogo chodzi? O grającego na instrumentach klawiszowych Stålego Storløkkena (dawno temu w Møster! i Motorpsycho, a obecnie między innymi w Humcrush, Reflections in Cosmo i Elephant9) oraz (kontra)basistę Ingebrigta Håkera Flatena (Atomic, Starlite Motel, The Thing, Angles 3 i wiele innych). Wnieśli oni do muzyki Krokofant sporo ożywienia, choć już wcześniej pod względem dynamiki czy emocji nic jej przecież nie brakowało. Teraz jednak stała się ona jeszcze bogatsza, bardziej przestrzenna, bliższa stylistyce rocka progresywnego sprzed ponad czterech dekad – tego spod znaku King Crimson czy Soft Machine. Ale też wciąż mocno zakorzenionego w dokonaniach takich klasyków free jazzu i fusion, jak Ornette Coleman, Mahavishnu Orchestra czy „elektryczny” Miles Davis. Taka mieszanka musi dać efekt wybuchowy i tak właśnie jest w tym przypadku.

Album „Q” to – podzielona na cztery części – prawie czterdziestoczterominutowa instrumentalna suita, w której nie brakuje zarówno fragmentów – i są one dominujące – dosłownie zwalających słuchacza z nóg, jak i takich, które dają wytchnienie, a nawet skłaniają do zadumy i refleksji. Część pierwsza zaczyna się od dynamicznego wejścia perkusisty, do którego po kilkunastu sekundach dołączają grający unisono Hasslan na gitarze solowej i Storløkken na organach Hammonda. Kiedy mija kolejna minuta, melduje się jeszcze Mathisen i w tym momencie robi się już tak gęsto (nie zapominajmy bowiem o wspierającym Axela Ingebrigcie), że trudno byłoby wcisnąć choć jeden dodatkowy dźwięk. Prowadzi to oczywiście do szybkiego przesilenia i otwarcia następnego wątku – klasycznie freejazzowego, z wyeksponowanym dęciakiem. Ale i on nie ciągnie się w nieskończoność, ustępując wkrótce miejsca wprowadzającemu eteryczny nastrój Stålemu, któremu towarzyszy powłóczysta progresywna solówka gitarzysty. To zaledwie kilka minut, a muzycy Krokofant i ich goście zdążyli już z prędkością świetlną przelecieć przez kilka, niekiedy dość znacznie oddalonych od siebie, muzycznych światów.

Dalej natomiast powracają do wątków zaanonsowanych wcześniej i na ich bazie budują ekscytujące improwizowane solówki: raz są to przesterowane Hammondy Storløkkena, to znów duet saksofonowo-perkusyjny Mathisena i Skalstada (mogący kojarzyć się z najlepszymi albumami Kena Vandermarka i Paala Nilssen-Love’a). W szalonych freejazzowym finale wszystkich godzi jednak Håker Flaten, który tak podkręca wzmacniacz basowy, że gdyby to się działo podczas występu na żywo, widzom stojącym najbliżej sceny zapewne popękałyby bębenki w uszach. „Q – Part 2” również otwiera partia perkusji, do której jako pierwszy dołącza organista; następnie trochę nieśmiało prosi o zrobienie mu miejsca gitarzysta – i zostaje wysłuchany za czwartym podejściem. Od tej chwili wszystko toczy się już w miarę przewidywalnie – oczywiście jak na Krokofant – z podkreśleniem pierwszoplanowej roli klawiszy (z czasem coraz bardziej zadziornych). W porównaniu z „Part 1” część druga niesie jednak nieco ukojenia; więcej jest w niej rozmachu i przestrzeni, za co przede wszystkim powinniśmy być wdzięczni Storløkkenowi.

„Part 3” przenosi słuchaczy w inny świat. Pierwsze minuty są bowiem smutno-refleksyjne, a za sprawą saksofonu Mathisena utrzymane głównie w stylu Ornette’a Colemana i Johna Coltrane’a z początku lat 60. XX wieku. Dopiero kiedy odważniej daje o sobie znać Tom Hasslan, przeskakujemy w następną dekadę. Bez wątpliwości norweski gitarzysta nasłuchał się wczesnych płyt King Crimson i postanowił oddać hołd Robertowi Frippowi. Jego duet z Jørgenem jest nie mniej piękny niż niezapomniany motyw ze „Starless”. W dalszej części na plan pierwszy wybijają się pozostali instrumentaliści: najpierw perkusista, a następnie klawiszowiec, który gra na Hammondach tak majestatycznie, że pod ciężarem ich dźwięków kolana uginają się same. A to jeszcze wcale nie wszystkie zaskoczenia… Zwieńczenie suity też rozpięte jest pomiędzy skrajnymi emocjami: z jednej strony nie brakuje w „Q – Part 4” motywów dynamiczno-ekstatycznych (za sprawą klawiszowca), z drugiej – refleksyjnych (do czego nakłania głównie saksofonista). Finał finałów jest godny tego, co słyszeliśmy wcześniej – odpowiednio patetyczny i czadowy. Jeśli po nim należałoby wnioskować, w jaką stronę podąży Krokofant na kolejnym albumie, to… – zresztą przekonajcie się sami.

Sebastian Chosiński


KROKOFANT are a guitar/sax/drum trio out of Norway and this is album number four from 2019. I had actually decided to get off of the KROKOFANT bus with their third album just feeling that maybe they had gone as far as they could with this format. Than I heard ELEPHANT9's incredible keyboardist Stale Storlokken and Haker Flaten an incredible bass player would be playing on this one and I had to check it out. So a five piece even though the two previously mentioned musicians are guests here, and this is their best yet!
Adding two musicians of their quality is such a great move by this band but also the guitarist relates that this is their most written album yet. Everything including the solos is done with intent, whereas in the past they always combined the composed with the improvised. The liner notes are done by David Fricke and what a wonderful read it is. He relays that he feels the more explosive parts on this album are like early seventies Miles Davis and MAHAVISHNU ORCHESTRA along with late sixties Ornette Coleman groups. And also the avant leanings of "Third" and "Fourth" by SOFT MACHINE and the 73/74 KING CRIMSON.

Fricke says that Flaten mentioned to the band he wouldn't mind playing with them. He didn't have to ask twice. The guitarist describes this album as being "...like Jazz in the sense that you play the theme, and each of the guys gets a solo, taking a different path. Then a riff sneaks in, we play around with that, and it builds to the climax." Just under 44 minutes we get three long tracks along with that second 6 1/2 minute one that is my favourite although the third song is right there too. This is consistent and challenging. So rewarding and innovative like 8 minutes into that second track. It's the emotion on that second tune that draws me in and it's something I've not felt before with this band. Some Rypdal sounding guitar on the opener before 4 minutes.

The music here isn't as difficult as the first two, more melodic for sure but still challenging. I just really looked forward to spinning "Q" each time it came up.

Mellotron Storm




1. Q - Part 1   13:30
2. Q - Part 2   6:34
3. Q - Part 3   12:08
4. Q - Part 4   11:31




Tom Hasslan - guitars
Jørgen Mathisen - saxophone
Axel Skalstad - drums

With:
Ståle Storløkken (Elephant9) - keyboards
Ingebrigt Håker Flaten - bass



https://www.youtube.com/watch?v=60amzs8jN7o


SEED 15:00-22:00.
POLECAM!!!

DETALE TORRENTA:[ Pokaż/Ukryj ]


Komentarze

Aby móc komentować musisz być zalogowanym!